Tak, więc Hermiona Jean Granger, typowa... no, nietypowa jedenastolatka, pochodząca ze zwyczajnej rodziny, z wielkim zaskoczeniem przyjęła wiadomość, która miała odmienić jej życie.
Chodziła do mugolskiej szkoły, otaczały ją mugolskie przedmioty, zwłaszcza sprzęty stomatologiczne, które były źródłem zarobków i zainteresowania jej mugolskich rodziców. Była jedynaczką. W swojej angielskiej szkole, bardzo dobrze się uczyła. Nie myślała jeszcze, że gdy, jak codziennie, będzie siedziała przy swoim biurku, koło okna, czytając swoją ulubioną książkę, zamiast odrabiać lekcje, wydarzy się coś niespodziewanego, ale pięknego.
Nadszedł więc zwykły, wakacyjny dzień. Jako jedynaczka, często się nudziła, lecz szukała sobie nowych zajęć, pogłębiając swoją wiedzę. Uwielbiała czytać książki i zdobywać nowe informacje. Był dokładnie 31 lipca 1991 roku, gdy czytając książkę przyrodniczą, potrzebną jej na nowy rok w mugolskiej szkole, czyli do szóstej klasy, jej myśli kłębiły się koło tego, że połowa wakacji już za nią, a sierpień jest zwykle czasem do planowania przygotowań na nowy rok szkolny, jest także miesiącem z wieloma wydatkami.
Ale nie wiedziała, że do mugolskiej szkoły wcale nie pójdzie...
Więc tak w pewne popołudnie, siedziała z mamą w salonie i beztrosko rozmawiała. Jej mama była brunetką o kręconych włosach oraz ciemnych, brązowych oczach, tak samo jak córka. Również była mądrą i wykształconą kobietą, zwykle chodziła elegancko. Dzisiaj miała na sobie beżowy żakiet w komplecie ze spódnicą oraz białą koszulę zapinaną na guziki. Do tego miała włosy spięte w kok, które mimo, iż były kręcone, nie były aż takie zwariowane, jak włosy córki. Nosiła buty z obcasami, które chodząc stukały głośno w podłogę, jak niemal buty każdej kobiety.
Lecz w pewnej chwili, Hermiona i pani Granger usłyszały pukanie do drzwi.
Pan Granger, tata Hermiony, który siedział w kuchni, pomieszczeniu najbliżej drzwi wejściowych, popijając kawę, pierwszy poderwał się i postanowił otworzyć pukającemu drzwi. Miał na sobie biały fartuch dentystyczny i robocze spodnie, dopiero, co wrócił z pracy i nie zdążył się przebrać.
Jednak coś bardzo ich zdziwiło...
Dlaczego dość puka, skoro jest dzwonek do drzwi? To faktycznie było dziwne i ciekawe, ale zaraz przestało zaprzątać głowy Hermiony i pani Granger, bo pomyślały, że ta osoba mogła ich po prostu nie zauważyć.
Nagle ojciec dziewczyny stanął w drzwiach, jak wryty z wybałuszonymi oczami.
- Czy mogłabym porozmawiać z panną Granger? - zapytał jakiś kobiecy głos.
Hermiona się bardzo zdziwiła, ale nie chciała, aby jej zdziwienie było zmieszane ze strachem, więc chciała wziąć się w garść. Wiedziała, że o nią chodzi, bo ta kobieta powiedziała wyraźnie "panna Granger", a nie "pani Granger".
- Yyy.. ależ tak, proszę, oczywiście - powiedział w końcu jej ojciec, który długo się jąkał, zanim zaprosił tajemniczą kobietę do środka.
Po chwili zobaczyły osobę mniej więcej w granicach pięćdziesiątki, z siwymi prawie już włosami, o surowej twarzy, ale jednak wyglądała na miłą kobietę, miała na sobie długą zieloną suknię i co dziwne, bardzo dziwne, zieloną tiarę.
Hermiona i jej mama oraz zarówno jej ojciec, stojący w drzwiach byli bardzo zaskoczeni. Kobieta, która w tej właśnie chwili weszła do salonu, wyglądała na taką "nie z tego świata". Zerknęła na dziewczynę, uśmiechnęła się i powiedziała:
- To ty, panna Granger, prawda? - spytała się Hermiony - Mam Ci wiele do opowiedzenia. Siadaj. Rodzice niech z nami zostaną, oni też muszą się wiele dowiedzieć.
"Panna Granger" nadal była zszokowana, ale usiadła na kanapie naprzeciwko tej, na której rozgościła się tajemnicza kobieta. Rodzice w końcu przestali stać w miejscu i nie móc nic powiedzieć, usiedli koło córki i natychmiast chcieli wiedzieć, kim ta osoba jest.
- Przepraszam, kim pani jest? - pierwszy odezwał się ojciec.
- To ja przepraszam pana bardzo, zapomniałam się przedstawić - oznajmiła - Nazywam się Minerwa McGonagall.
Dla Hermiony imię to i nazwisko było bardzo niepospolite, nigdy się z nim nie spotkała.
- Jakie ładne imię... - jej matka zdołała tylko tyle powiedzieć.
W tym czasie owa kobieta spoglądnęła na taboret, na którym siedziała Hermiona, na jej szafkę pełną książek i okno, za którym wiał wiatr, zwiastując początek sierpnia, w końcu koniec lata. Książka leżała otwarta na początkowej stronie jednego z wielu rozdziałów. Minerwa McGonagall podeszła do niej, podniosła ją i oglądała z zaciekawieniem.
- To Twoje, panno Granger? - zapytała się Hermiony.
- Taak.. - odpowiedziała trochę nieśmiało, nie wiedziała nadal co jest powodem jej wizyty.
- Co za piękna książka.. Cieszy mnie, że czytasz takie książki. U nas na pewno się to przyda.
"U nas w szkole"?!
- Jak to u Was w szkole, proszę pani? - dziewczyna nadal nic nie rozumiała.
McGonagall nagle się ocknęła, położyła książkę znów na taborecie i wróciła do rodziny Granger.
- Zapomniałabym... bo Wy jesteście mugolami.
- Mugo... czym? - zdziwiła się pani Granger.
- Powiem prosto z mostu: pokażę Wam list.
Minerwa sięgnęła do kieszeni, wyciągnęła z niej list z białego pergaminu, oznaczony czerwonym znaczkiem. Z daleka było widać jakiś herb i nazwę napisaną ręcznie, a nie wydrukowaną, tak, jak to zwykle robiono w domu Hermiony.
Podała dziewczynie list. Gdy wzięła go do ręki, poczuła pergamin, taki, jak u niej w niektórych książkach, jakie przegląda, ale zawsze żałowała, że wszystkie kartki nie są tak miłe w dotyku, jak on.
Bez namysłu go otworzyła. Chciała już poznać tą sprawę.
"Droga Hermiono Granger!"
Została Pani zapisana do Szkoły Magii i Czarodziejstwa Hogwart, ponieważ wykryto u pani magiczne zdolności. Być może Pani nadal o tym nie wie, ale te zdolności wykształciły się już od urodzenia. Gratulujemy serdecznie, życzymy powodzenia w naszej szkole. Wysyłamy do Pani naszą zastępczynię dyrektora, aby Panią oprowadziła po czarodziejskim świecie.
Dyrektor
Albus Dumbledore "
Przeczytała rodzicom list i długo nie mogła się nadziwić. Dla jej opiekunów też to było dziwne. Jednak cała trójka czekała na wyjaśnienia Minerwy McGonagall.
- Dokładnie. Panno Granger, została pani przyjęta do naszej szkoły, która mieści się w północno-wschodniej Anglii, czyli nie tak daleko, dostać można się do niej pociągiem, którym będziemy jechać 1 września na dworcu King's Cross w Londynie...
- Ale zaraz... Jakie "magiczne zdolności"? - spytała się Hermiona.
- Panno Granger, jesteś czarodziejką.
W tym momencie Hermiona wybałuszyła oczy, nie pojmowała tej informacji.
- Ja? Czarodziejką?
- Ja? Czarodziejką?
- Dokładnie.
- Ale... to nie byłoby... dziwne?
- Przypomnij sobie. Czy jak się kiedyś denerwowałaś albo byłaś smutna, to nie działo się nic dziwnego?
"Rzeczywiście" - pomyślała Hermiona - "Gdy Lindy Cass mi dokuczała, zawsze jakimś sposobem spotykało ją coś złego, chociaż ja nie miałam na to wpływu... A może ta cała Minerwa dobrze mówi?"
- A wy? Co o tym myślicie? - postanowiła spytać się rodziców.
Jednak oni nadal nie wiedzieli, co powiedzieć.
- Jakby państwo miało jakieś wątpliwości, co do mojej wiarygodności, proszę skontaktować się z profesorem Dumbledore'em, dyrektorem Hogwartu.
I nadal cisza.
- No dobrze... - ojciec Hermiony w końcu zabrał głos - Ale to czarodzieje istnieją?
- Tak. Istnieją.
Nagle z kieszeni wyciągnęła różdżkę (mimo że Hermiona nigdy jej nie widziała, była przekonana, że to ona, często widziała, jak czarownice używały takich w bajkach) i machnęła nią w powietrzu. Kwiaty, które pani Granger włożyła dziś rano do wazonu, poszybowały same w powietrzu i wylądowały na stole.
To była magia.
Ale rodzina Granger nadal nie wiedziała, co powiedzieć. Tym bardziej byli zdziwieni. Lecz dotarło do nich, że w końcu muszą coś mówić.
- Chyba pani wierzę - odezwała się matka Hermiony.
- To bardzo dobrze. Pan również?
Po dłuższym milczeniu, także ojciec odpowiedział:
- Tak.
- Tak.
- A przede wszystkim: ty też, panno Granger?
- Tak - odpowiedziała Hermiona prawie bez namysłu.
Ta sztuczka z kwiatami była bardzo wiarygodna, a Hermiona chciała jak najszybciej poznać szczegóły swojej nowej szkoły. Przecież uwielbiała się uczyć i pogłębiać swoją wiedzę.
- Więc mogę Wam coś opowiedzieć. Po pierwsze, jestem profesor McGonagall, gdyż należę do grona pedagogicznego w Hogwarcie i uczę transmutacji, przemiany przedmiotów.
Machnęła różdżką i zamieniła figurkę na szafie w czekoladę o smaku truskawkowym. To był zdecydowanie ulubiony smak czekolady Hermiony.
- No więc Hogwart założyli cztery osoby - kontynuowała profesor McGonagall - Godryk Gryffindor, Rowena Ravenclaw, Helga Hufflepuff i Salazar Slytherin. Od ich nazwisk wzięły się cztery domy do których trafiają osoby o podobnym charakterze, jak ich założyciele. Czyli można powiedzieć, że Hogwart dzieli się na cztery grupy. Jednak każdy z założycieli chciał, aby do Hogwartu przystępowali całkiem inni ludzie. Godryk Gryffindor chciał przyjąć jedynie tych najszlachetniejszych i najodważniejszych czarodziei, Rowena Ravenclaw - tych najzdolniejszych, Helga Hufflepuff - po prostu wszystkich, natomiast Salazar Slytherin... tylko czarodziei czystej krwi.
- Czystej krwi? - zapytała nagle Hermiona, gdyż nie wiedziała, o co chodzi profesor McGonagall.
- Tak, panno Granger. To są czarodzieje, których rodzice także posiadali magiczne zdolności, wszystkie te osoby są ze sobą w jakimś tam stopniu ze sobą spokrewnione. Jest ich coraz mniej, zwykle w naszej szkole są osoby półkrwi, gdzie jedno z rodziców posiada magiczne zdolności. Ale obawiam się, Hermiono, a właściwie to wiem, że ty nie jesteś czystej krwi, ponieważ twoi rodzice nie są czarodziejami.
- Czyli... Slytherin najprawdopodobniej nie chciałby mnie w swojej szkole?
- Niestety, pewnie tak. Jednak nie zwracaj uwagi na drwiny i zaczepki ze strony niewychowanych ludzi na temat czystości krwi. Jeśli kiedykolwiek nazwą cię szlamą albo głupią mugolaczką, pamiętaj, że to nie znaczy, że jesteś od nich gorsza. Wręcz przeciwnie, takie osoby pewnie chcą się jedynie dowartościować tak mówiąc, więc nie powinnaś się przede wszystkim smucić. W Hogwarcie jest pełno mugolaków, nie będziesz się wcale źle czuła...
- Przepraszam, pani profesor - wtrąciła się nagle Hermiona - Co to znaczy szlama?
- To jest wredne przezwisko na osoby pochodzące z niemagicznej rodziny, które używają jedynie naprawdę niekulturalne i nic nie znaczące osoby - widać było, że profesor McGonagall jest za przyjmowaniem do Hogwartu mugolaków i nienawidzi, gdy ktoś źle się do nich zwraca.
Hermiona również nie rozumiała, jak można oceniać ludzi po czystości krwi. Przecież to nie rozsądne i po prostu bez sensu. Ale niestety, tacy ludzie istnieją.
- To naprawdę muszą być niemądre osoby - dopowiedział ojciec dziewczyny.
- Ja też tak uważam, panie Granger - zgodziła się z nim profesor McGonagall.
Miłe, prawie sierpniowe popołudnie rodzina Granger spędziła na rozmawianiu z zastępczynią dyrektora magicznej szkoły. Mimo, że wcześniej absolutnie nic nie słyszeli o żadnym Hogwarcie, w ciągu chwili dowiedzieli się, że ich córka ma zostać wysłana tam na naukę. Było to dla nich szokujące oraz bardzo dziwne, nikt by nie pomyślał, że jakaś kobieta może ot tak wejść do domu i powiedzieć całej rodzinie o tym, że ich córka jest czarodziejką, a już na pewno, że ta trójka domowników zaraz uwierzy tej tajemniczej pani. Jednak profesor McGonagall była bardzo prawdopodobna, pokazała, że umie czarować. Tak, ale i tak normalny człowiek by w to nie uwierzył.
W końcu mama Hermiony zaparzyła herbatę, a Minerwa McGonagall nadal tłumaczyła swojej przyszłej uczennicy i jej rodzicom, co to jest Hogwart, jak się do niego dostać, co trzeba zakupić oraz o co właściwie chodzi z tymi czterema domami.
- Podczas Ceremonii Przydziału - wyjaśniała nadal profesor - każdemu uczniowi, oczywiście pierwszoroczniakowi, który ma 11 lat...
- Ale Hermiona ma 12 lat - zdziwiła się pani Granger.
- Ukończone?
- No nie...
- Właśnie. Z tego co wiem, panna Granger urodziła się 19 września 1979 roku, czyli ma na razie 11 lat, co z tego, że rocznikowo już 12, jednak do Hogwartu na pierwszy rok przyjmuje się te osoby, które najpóźniej 31 sierpnia ukończyło 11 rok życia. Z tego co mi wiadomo, pannie Granger zabrakło 19 dni, aby uczęszczać do naszej szkoły do klasy wraz z innymi uczniami urodzonymi do września 1979 roku. Niestety, ale osoby urodzone później dostają listy dopiero na następny rok.
- Czyli nasza córka będzie generalnie starsza od swoich rówieśników?
- Raczej tak, będzie najstarsza z pierwszoroczniaków.
"Tak mało mi zabrakło, aby dostać się rok wcześniej..." - pomyślała Hermiona. Jednak zaraz zrozumiała, że będzie mogła przynajmniej więcej zrozumieć niż inni, młodsi od niej o prawie rok.
W końcu za niedługo miała dochodzić dziewiętnasta, a profesor McGonagall przybyła do domu państwa Granger około godziny piętnastej czy też szesnastej. Lecz było wietrznie i chłodno w ten dzień, dosyć pochmurno i dlatego nikt nie zauważył, że już ta godzina.
- Już dochodzi dziewiętnasta - oznajmiła matka Hermiony - Już długo tutaj siedzimy.
- Racja - przyznała pani profesor - Ale zapomniałabym o jednej, najważniejszej rzeczy.
- Jakiej? - spytała z zainteresowaniem Hermiona.
- Żeby przybyć do Hogwartu, musisz wiedzieć dokładnie, gdzie się udać i oczywiście zakupić potrzebne rzeczy, w tym ubrania, magiczne przybory i książki... Profesor Dumbledore sporządził szczegółową listę dla każdego z uczniów. Zaraz ją przeczytam. Jest napisane w Twoim liście.
Wyciągnęła rękę po list, po chwili wzięła go do ręki i przeczytała fragment pod podpisem dyrektora informującego o przyjęciu do szkoły:
HOGWART
SZKOŁA
MAGII i CZARODZIEJSTWA
UMUNDUROWANIE:
Studenci pierwszego roku muszą mieć:
PODRĘCZNIKI
Wszyscy studenci powinni mieć po jednym egzemplarzu następujących dzieł:
Standardowa księga zaklęć (1 stopień) Mirandy Goshawk
Dzieje magii Bathildy Bagshot
Teoria magii Adalberta Waffinga
Wprowadzenie do transmutacji (dla początkujących) Emerika Switcha
Tysiąc magicznych ziół i grzybów Phyllidy Spore
Magiczne wzory i napoje Arseniusa Jeggera
Fantastyczne zwierzęta i jak je znaleźć Newta Scamandera
Ciemne moce: Poradnik samoobronny Quentina Trimble’a
POZOSTAŁE WYPOSAŻENIE
1 różdżka
1 kociołek (cynowy, rozmiar 2)
1 teleskop
1 miedziana waga z odważnikami
Studenci mogą także mieć jedną sowę ALBO jednego kota, ALBO jedną ropuchę.
PRZYPOMINA SIĘ RODZICOM, ŻE STUDENTOM PIERWSZYCH LAT NIE ZEZWALA SIĘ NA POSIADANIE WŁASNYCH MIOTEŁ.
- Wszystko to można nabyć na Ulicy Pokątnej, panno Granger - poinformowała profesor McGonagall?
- Pokątnej? - zapytała Hermiona, słysząc pierwszy raz to słowo.
- Tak. Jeśli się zna wskazówki, wcale nie tak trudno jest się do niej dostać. Jednakże, nikt z państwa nie umie jeszcze czarować, żeby "otworzyć" wejście na ulicę Pokątną, także... w przyszłą sobotę zawitam znowu do państwa, razem kupimy wszystkie potrzebne rzeczy. Również wyjaśnię państwu, jak dokładnie dostać się do Hogwartu, gdyż nie będę mogła z państwem iść.
Profesor McGonagall wstała z kanapy, wzięła swoją różdżkę i z powrotem schowała ją do kieszeni.
- Na mnie już czas, do widzenia! - pożegnała się i otworzyła drzwi - Powodzenia, panno Granger.
- Do widzenia! - zawołała Hermiona i jej rodzice, po czym profesor McGonagall wyszła.
Na dworze było już ciemno, lecz ze zdziwieniem państwo Granger nie zobaczyło nauczycielki idącej w stronę furtki, wyglądało na to, jakby od razu znikła. Lecz przez światło palące się na kratce schodowej ujrzeli jeszcze małego kota, który szedł w stronę ulicy.
- Czystej krwi? - zapytała nagle Hermiona, gdyż nie wiedziała, o co chodzi profesor McGonagall.
- Tak, panno Granger. To są czarodzieje, których rodzice także posiadali magiczne zdolności, wszystkie te osoby są ze sobą w jakimś tam stopniu ze sobą spokrewnione. Jest ich coraz mniej, zwykle w naszej szkole są osoby półkrwi, gdzie jedno z rodziców posiada magiczne zdolności. Ale obawiam się, Hermiono, a właściwie to wiem, że ty nie jesteś czystej krwi, ponieważ twoi rodzice nie są czarodziejami.
- Czyli... Slytherin najprawdopodobniej nie chciałby mnie w swojej szkole?
- Niestety, pewnie tak. Jednak nie zwracaj uwagi na drwiny i zaczepki ze strony niewychowanych ludzi na temat czystości krwi. Jeśli kiedykolwiek nazwą cię szlamą albo głupią mugolaczką, pamiętaj, że to nie znaczy, że jesteś od nich gorsza. Wręcz przeciwnie, takie osoby pewnie chcą się jedynie dowartościować tak mówiąc, więc nie powinnaś się przede wszystkim smucić. W Hogwarcie jest pełno mugolaków, nie będziesz się wcale źle czuła...
- Przepraszam, pani profesor - wtrąciła się nagle Hermiona - Co to znaczy szlama?
- To jest wredne przezwisko na osoby pochodzące z niemagicznej rodziny, które używają jedynie naprawdę niekulturalne i nic nie znaczące osoby - widać było, że profesor McGonagall jest za przyjmowaniem do Hogwartu mugolaków i nienawidzi, gdy ktoś źle się do nich zwraca.
Hermiona również nie rozumiała, jak można oceniać ludzi po czystości krwi. Przecież to nie rozsądne i po prostu bez sensu. Ale niestety, tacy ludzie istnieją.
- To naprawdę muszą być niemądre osoby - dopowiedział ojciec dziewczyny.
- Ja też tak uważam, panie Granger - zgodziła się z nim profesor McGonagall.
Miłe, prawie sierpniowe popołudnie rodzina Granger spędziła na rozmawianiu z zastępczynią dyrektora magicznej szkoły. Mimo, że wcześniej absolutnie nic nie słyszeli o żadnym Hogwarcie, w ciągu chwili dowiedzieli się, że ich córka ma zostać wysłana tam na naukę. Było to dla nich szokujące oraz bardzo dziwne, nikt by nie pomyślał, że jakaś kobieta może ot tak wejść do domu i powiedzieć całej rodzinie o tym, że ich córka jest czarodziejką, a już na pewno, że ta trójka domowników zaraz uwierzy tej tajemniczej pani. Jednak profesor McGonagall była bardzo prawdopodobna, pokazała, że umie czarować. Tak, ale i tak normalny człowiek by w to nie uwierzył.
W końcu mama Hermiony zaparzyła herbatę, a Minerwa McGonagall nadal tłumaczyła swojej przyszłej uczennicy i jej rodzicom, co to jest Hogwart, jak się do niego dostać, co trzeba zakupić oraz o co właściwie chodzi z tymi czterema domami.
- Podczas Ceremonii Przydziału - wyjaśniała nadal profesor - każdemu uczniowi, oczywiście pierwszoroczniakowi, który ma 11 lat...
- Ale Hermiona ma 12 lat - zdziwiła się pani Granger.
- Ukończone?
- No nie...
- Właśnie. Z tego co wiem, panna Granger urodziła się 19 września 1979 roku, czyli ma na razie 11 lat, co z tego, że rocznikowo już 12, jednak do Hogwartu na pierwszy rok przyjmuje się te osoby, które najpóźniej 31 sierpnia ukończyło 11 rok życia. Z tego co mi wiadomo, pannie Granger zabrakło 19 dni, aby uczęszczać do naszej szkoły do klasy wraz z innymi uczniami urodzonymi do września 1979 roku. Niestety, ale osoby urodzone później dostają listy dopiero na następny rok.
- Czyli nasza córka będzie generalnie starsza od swoich rówieśników?
- Raczej tak, będzie najstarsza z pierwszoroczniaków.
"Tak mało mi zabrakło, aby dostać się rok wcześniej..." - pomyślała Hermiona. Jednak zaraz zrozumiała, że będzie mogła przynajmniej więcej zrozumieć niż inni, młodsi od niej o prawie rok.
W końcu za niedługo miała dochodzić dziewiętnasta, a profesor McGonagall przybyła do domu państwa Granger około godziny piętnastej czy też szesnastej. Lecz było wietrznie i chłodno w ten dzień, dosyć pochmurno i dlatego nikt nie zauważył, że już ta godzina.
- Już dochodzi dziewiętnasta - oznajmiła matka Hermiony - Już długo tutaj siedzimy.
- Racja - przyznała pani profesor - Ale zapomniałabym o jednej, najważniejszej rzeczy.
- Jakiej? - spytała z zainteresowaniem Hermiona.
- Żeby przybyć do Hogwartu, musisz wiedzieć dokładnie, gdzie się udać i oczywiście zakupić potrzebne rzeczy, w tym ubrania, magiczne przybory i książki... Profesor Dumbledore sporządził szczegółową listę dla każdego z uczniów. Zaraz ją przeczytam. Jest napisane w Twoim liście.
Wyciągnęła rękę po list, po chwili wzięła go do ręki i przeczytała fragment pod podpisem dyrektora informującego o przyjęciu do szkoły:
HOGWART
SZKOŁA
MAGII i CZARODZIEJSTWA
UMUNDUROWANIE:
Studenci pierwszego roku muszą mieć:
- Trzy komplety szat roboczych (czarnych)
- Jedną zwykłą spiczastą tiarę (czarną)
- Jedną parę rękawic ochronnych (ze smoczej skóry albo podobnego rodzaju)
- Jeden płaszcz zimowy (czarny, zapinki srebrne)
PODRĘCZNIKI
Wszyscy studenci powinni mieć po jednym egzemplarzu następujących dzieł:
Standardowa księga zaklęć (1 stopień) Mirandy Goshawk
Dzieje magii Bathildy Bagshot
Teoria magii Adalberta Waffinga
Wprowadzenie do transmutacji (dla początkujących) Emerika Switcha
Tysiąc magicznych ziół i grzybów Phyllidy Spore
Magiczne wzory i napoje Arseniusa Jeggera
Fantastyczne zwierzęta i jak je znaleźć Newta Scamandera
Ciemne moce: Poradnik samoobronny Quentina Trimble’a
POZOSTAŁE WYPOSAŻENIE
1 różdżka
1 kociołek (cynowy, rozmiar 2)
1 teleskop
1 miedziana waga z odważnikami
Studenci mogą także mieć jedną sowę ALBO jednego kota, ALBO jedną ropuchę.
PRZYPOMINA SIĘ RODZICOM, ŻE STUDENTOM PIERWSZYCH LAT NIE ZEZWALA SIĘ NA POSIADANIE WŁASNYCH MIOTEŁ.
- Wszystko to można nabyć na Ulicy Pokątnej, panno Granger - poinformowała profesor McGonagall?
- Pokątnej? - zapytała Hermiona, słysząc pierwszy raz to słowo.
- Tak. Jeśli się zna wskazówki, wcale nie tak trudno jest się do niej dostać. Jednakże, nikt z państwa nie umie jeszcze czarować, żeby "otworzyć" wejście na ulicę Pokątną, także... w przyszłą sobotę zawitam znowu do państwa, razem kupimy wszystkie potrzebne rzeczy. Również wyjaśnię państwu, jak dokładnie dostać się do Hogwartu, gdyż nie będę mogła z państwem iść.
Profesor McGonagall wstała z kanapy, wzięła swoją różdżkę i z powrotem schowała ją do kieszeni.
- Na mnie już czas, do widzenia! - pożegnała się i otworzyła drzwi - Powodzenia, panno Granger.
- Do widzenia! - zawołała Hermiona i jej rodzice, po czym profesor McGonagall wyszła.
Na dworze było już ciemno, lecz ze zdziwieniem państwo Granger nie zobaczyło nauczycielki idącej w stronę furtki, wyglądało na to, jakby od razu znikła. Lecz przez światło palące się na kratce schodowej ujrzeli jeszcze małego kota, który szedł w stronę ulicy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz